Poniżej przedstawiamy fragment przekładu książki S. Pearce Careya - William Carey – Ojciec nowoczesnej misji, która ma się ukazać nakładem Fundacji Promocji Literatury Chrześcijańskiej . Książka opisuje działalność tego największego nowożytnego misjonarza oraz słynnego "Tercetu z Serampore". 

Gorąco polecam również prowadzony w języku angielskim  serwis Center for Study of the Life and Work of William Carey.

Jacek Sałacki

 

Carey odczuł niezmierzoną głębię potrzeb Hindustanu – jak nigdy przedtem – wiosną 1799 r., kiedy pewnego wieczora w Noaserai, 30 mil od Kalkuty, na własne oczy zobaczył samospalenie wdowy — sati. Oto jak opisuje ten obrzęd:

Zobaczyliśmy pewną ilość ludzi zgromadzonych nad brzegiem rzeki. Zapytałem w jakim celu się tam zgromadzili, i powiedziano mi, że w celu spalenia zwłok mężczyzny. Zapytałem, czy jego żona też chce umrzeć z nim, a oni odpowiedzieli że chce i wskazali ją. Stała koło stosu drewna, na szczycie którego leżały zwłoki jej męża. Obok niej stała jej najbliższa krewna, zaś w pobliżu stał koszyk słodyczy. Zapytałem, czy to jest jej własny wybór, czy też została tu przyprowadzona wskutek wywierania na nią niewłaściwego wpływu. Odpowiedzieli, że robi to z własnej i nieprzymuszonej woli. Rozmawiałem z nimi dalej, aż do momentu gdy okazało się, że żadne argumenty nic nie pomagają, a potem zacząłem z całej siły krzyczeć przeciwko temu, co robili, że to jest wstrętne morderstwo. Odpowiedzieli mi, że to jest akt wielkiego poświęcenia i dodali z wielką pewnością siebie, że skoro nie podoba mi się ten widok,

to mogę odejść stamtąd, czego zresztą sami chcieli. Powiedziałem, że nie odejdę i że jestem zdecydowany pozostać tam i patrzeć na to morderstwo, i że z całą pewnością będę o tym świadczył przeciwko nim przed tronem Bożym. Napomniałem tę wdowę, aby nie porzucała życia i żeby się niczego nie bała, gdyż jeśli się nie zgodzi na spalenie to nie będzie jej grozić żadne zło. Ona jednak najspokojniej w świecie wspięła się na ten stos, zaczęła na nim tańczyć z wyciągniętymi rękami, jak gdyby w największym spokoju ducha. Przed tym jej krewna, której zadaniem było zapalić stos, oprowadziła ją sześciokrotnie wokół stosu – dwukrotnie po trzy razy. Obchodząc ten stos, rozrzucała słodycze stojącym w pobliżu ludziom, którzy je zjadali jako najświętszy pokarm. Skończywszy taniec położyła się obok zwłok, kładąc jedną rękę pod szyję trupa, zaś drugą na jego szyję. Wtedy posypano ich suchymi liśćmi palmy kokosowej i innymi substancjami, przykrywając ich nimi na pewną wysokość, a następnie rozlano na nich roztopione masło. Położono na nich dwa bambusy, które mocno przytwierdzono i podpalono stos, który bardzo szybko zaczął płonąć dużymi płomieniami z uwagi na suche i łatwopalne materiały z jakich się składał. Jak tylko rozpalił się ogień, wszyscy ludzie wydali głośny okrzyk radości, wzywając Sziwę. Z powodu tych głośnych okrzyków nie można było usłyszeć tej kobiety – nie wiadomo, czy jęczała czy też wołała głośno. Nie mogła też się ruszać, gdyż była przyciśnięta dwoma palami bambusowymi, które trzymały ją mocno niczym dźwignie prasy. Bardzo się sprzeciwialiśmy zamocowaniu tych pali, gdyż było to niepotrzebne użycie siły wobec niej, które nie pozwalało jej wstać i zejść ze stosu gdyby chciała. Oni jednak oświadczyli, że mają one za zadanie utrzymać ogień aby nie spadł. Nie mogliśmy dłużej już znieść tego widoku i przerażeni tym, co widzieliśmy opuściliśmy ich, krzycząc głośno przeciwko morderstwu.

 

Ubolewał w duchu nad sati. Jego mózg płonął wraz z jej ciałem. Ślubował – jak później Lincoln przeciwko aukcjom niewolnic – że “mocno uderzy w tę przeklętą rzecz, jeśli Bóg mu pozwoli”. Taka okrutna ignorancja względem Boga sprawiała, iż wołał o więcej pomocników. Wydawało się, iż puszcze Indii szydzą z jego wołania. Jakąż więc pociechą była dla niego owa majowa niespodzianka – była ona drzwiami nadziei w jego dolinie Achor!

[...]

Carey był nauczycielem języka bengali dopiero przez 9 miesięcy, kiedy lord Wellesley rozpoczął dochodzenie w sprawie morderstw religijnych wśród hindusów, szczególnie mordów na wyspie Saugor, miejscu spotkania rzeki Hugli, odnogi Gangesu, z morzem. Często żony ślubowały bogini Ganga jedno dziecko, jeśli da im dwoje dzieci. Wybrane do spełnienia tego okrutnego ślubu dzieci strącano z błotnistych brzegów rzeki aby utonęły bądź na pożarcie krokodylom i rekinom. Carey napisał do Fullera na początku 1802 r.

Jako nauczyciel języka bengalskiego otrzymałem polecenie [...] przeprowadzenia w możliwie jak największym zakresie dochodzenia odnośnie liczby, natury i powodów tych morderstw, oraz przedstawienia rządowi raportu na ten temat. Możesz być pewien, że zrobię to z wielką chęcią.

W ciągu miesiąca zebrał pełne, aktualne informacje, które wraz z raportami przesłanymi przez inne osoby, przyczyniły się do natychmiastowego zdelegalizowania tych okrucieństw – za wyjątkiem sati. Ku radości misji Serampore, kiedy misjonarze poszli głosić Słowo podczas ceremonii pudży w 1804 r., żadne dziecko nie zostało wrzucone do rzeki na ofiarę. Nareszcie nadszedł ratunek dla niewinnych dzieci.

Carey, zasmucony tym, że nie zdelegalizowano sati, rozesłał w tym roku ostrożnych wywiadowców do każdej wioski w promieniu 30 mil od Kalkuty, aby dowiedzieli się ile wdów zginęło tam w ciągu ostatnich 12 miesięcy, a także ile miały lat (czasami spalano na stosie pogrzebowym dziewczynki), oraz ile sierot zostawiły. Obliczono, że w ciągu ostatnich 12 miesięcy w tym rejonie spalono 438 wdów. Tyle ofiar pochłonęły w ciągu jednego roku przesądy, okrucieństwo i marnotrawstwo. Ofiary te były perłami Indii, duszami zdolnymi do niezrównanie szlachetnych czynów. Misja Serampore prosiła usilnie rząd o zakazanie tych praktyk. Mieli nadzieję, że głosy ich przeważą szalę, skoro w Radzie Najwyższej zasiadał George Udny, gorliwy abolicjonista. Jednak okres rządów lorda Wellesley’a dobiegał końca. Mimo iż wyraził na piśmie swe poparcie dla tej tak śmiałej reformy, to jednak mając tylu nieprzychylnych mu krytyków w Londynie i Kalkucie nie chciał ryzykować jej wprowadzenia. Misja nigdy nie zaprzestała składania protestów, ani też publikowania szczegółowych zestawień wypadków sati. Jednak ratunek dla indyjskich wdów nadszedł dopiero po upływie ćwierćwiecza.

[...]

Gorliwość na polu edukacji Indii popchnęła misjonarzy do rozpoczęcia wydawania w języku bengali w 1818 r., roku budowy kolegium, miesięcznika Dig Darshan (“Wskazanie kierunku”) oraz tygodnika Samachar Darpan (“Zwierciadło Wiadomości”). Publikacje te miały być dla Bengalczyków pewnego rodzaju szkołą informującą o historii i wydarzeniach w wielkim świecie. Miesięcznik był pierwszym miesięcznikiem w bengali, zaś tygodnik drugą tego rodzaju publikacją, po efemerycznej Bengal Gazette (“Gazeta Bengalska”).

Carey obawiał się, aby owe publikacje — szczególnie tygodnik — nie stały się pismami politycznymi i nie związały ich z rządem angielskim. Szybko jednak wyzbył się tych obaw dzięki rozważnemu kierownictwu Marshmana. Do tych dwóch przedsięwzięć edukacyjnych Marshman dodał trzecie — wydawanie pisma dla Europejczyków The Friend of India (“Przyjaciel Indii”). Czasopismo to wydawano najpierw jako miesięcznik, później zaś jednocześnie jako miesięcznik i kwartalnik. Przedstawiając w tych periodykach ze zrozumieniem i sympatią ludy Indii i ich problemy starali się zwrócić na nie uwagę Europejczyków oraz Anglohindusów. W obu periodykach, mianowicie w Samachar Darpan oraz The Friend of India relacjonowali przypadki sati (samospalenia wdów), dzięki czemu stworzyli odpowiedni klimat opinii publicznej zarówno Hindusów jak i Europejczyków, walnie przyczyniając się do zniesienia tego zwyczaju. Także trędowaci w Indiach znaleźli w tych periodykach swych miłosiernych przyjaciół. List Williama z Katwy, napisany we wrześniu 1812 r. pokazuje, jakiego współczucia i ratunku potrzebowali.

 

W zeszłym tygodniu widziałem biednego, spalonego trędowatego człowieka. Przybyłem tam za późno, gdyż był już martwy. Jest to tutaj bardzo powszechnie stosowana praktyka. Ten biedny człowiek był wystarczająco zdrowy, by żyć o własnych siłach. Wykopali dół na głębokość około 10 łokci, w którym rozpalili ognisko. Kiedy już wszystko było gotowe, biedny człowiek wturlał się do tej jamy. Skoro tylko poczuł pod sobą ogień, próbował stamtąd wydostać się, lecz jego siostra i inny krewny wrzucili go tam z powrotem by zginął w ogniu! Cóż za okropne morderstwo!

 

Informacje o przypadkach sati (w dużym skrócie) podawane w Samachar Darpan

30 stycznia 1819 r. Pewna wdowa w Waranasi wyskoczyła z płonącego stosu pogrzebowego — nie wiadomo czy z powodu bólu czy powodowana troską o dzieci. Jej krewni wrzucili ją z powrotem na stos, lecz strażnik ulitował się nad nią i uratował ją.

6 luty 1819 r. Pewien człowiek w Chandernagore umarł na miesiąc przed terminem ślubu. Jego oblubienica spłonęła na stosie pogrzebowym wraz z nim.

7 marca 1819 r. Na trzeci dzień po śmierci pewnego bramina, młoda wdowa po nim spłonęła wraz z nim na stosie. Zwłoka wynikła z tego, że rząd zakazał samospalenia dzieci bądź osób poniżej 15 roku życia. Zwyczaj sati jest bardziej rozpowszechniony w południowym Bengalu niż w Uttar Prades, zaś najpowszechniej występuje w Radźputana. Niedawno pewien radża Radźput umarł i wraz z nim spłonęły jego 33 żony.

19 czerwca 1819 r. Ponieważ wdowa Ram Chandra nie uzyskała w swym okręgu zezwolenia na samospalenie, ciało męża przeniesiono do Serampore i tam spłonęła na stosie wraz ze zwłokami męża.

Lipiec 1819 r. Jedna z dwóch żon pewnego człowieka w Ballaphur spaliła się wraz z nim. Druga żona, której nie wolno tego było zrobić z powodu ciąży, biła się rękami z żalu i przysięgała, że spłonie na stosie wkrótce po urodzeniu dziecka. Później jednak, w domu swej matki, zmieniła zdanie, powodując tym samym rozdrażnienie swych krewnych, którzy zaczęli się obawiać utraty kasty.

10 sierpnia 1819 r. Pewna wdowa, która leżała na stosie pogrzebowym nie przytwierdzona bambusami, ponieważ zemdlała przed podpaleniem stosu, obudziła się po zapaleniu ognia i uciekła. Sipaje pochwycili ją i z powrotem wrzucili na stos. Ponownie uciekła i jeszcze raz wrzucono ją w płomienie. Po raz trzeci uciekła i tym razem uratowali ją Europejczycy. Została usunięta z kasty. Europejczycy utworzyli fundusz lokalny na jej pomoc.

25 stycznia 1820 r. Żona Rishra, sprzedawcy liści betelowych, spłonęła na stosie wraz ze zwłokami męża. Spaliły się także obie żony pewnego człowieka w Ballabhur.

25 marca 1820 r. Poborca podatkowy w Madrasie przy pomocy dwóch parobków i sipajów nie dopuścił do spalenia wdowy pewnego bramina. Rozgniewał tym czynem jej krewnych. Obiecał, że zapewni jej utrzymanie. Niektórzy Anglicy na próżno błagali zeszłej niedzieli pewną wdowę w Chitpore Chat w rejonie Kalkuty, by odwieść ją od sati.

12 sierpnia 1820 r. Tydzień temu dwie żony pewnego bramina spłonęły na stosie pogrzebowym wraz z jego zwłokami w Peliti Ghat, koło Kalkuty.

23 września 1820 r. Zeszłej niedzieli zmarł Ram Sundar Basu. Tego samego popołudnia spalono go wraz z wdową po nim.

30 września 1820 r. Dwa tygodnie temu, w wieku 40 lat zmarł Ganga Kanta Chattopadhaya z Krishganar. Wdowa po nim spłonęła na stosie, pozostawiając pięcioletnią córeczkę i półtorarocznego synka.

17 października 1820 r. Krewni pewnego bramina z Mahraty stwierdzili, że wdowa po nim ma 15 lat by mogła dokonać samospalenia, a oni zagarnąć majątek po nim. Jednak jej pandit upierał się, że ma ona dopiero 11 lat.

7 września 1821 r. O godzinie 13:00 w Sulka zmarł Tarini Charan Banerji. Jego piękna, 17-letnia żona, jedyna córka pewnego rodu z wysokiej kasty, została spalona wraz z nim przed godziną 17:00.

14 kwietnia 1823 r. Wdowa po Ram Kumar Senie, lekarzu z Serampore, spłonęła wraz ze zwłokami męża. On miał 45 lat, ona zaś 37. Jej jedynej córce nie pozwolono zobaczyć się z nią w obawie, aby jej czasem nie odwiodła od sati.

5 listopada 1823 r. Cztery wdowy po pewnym człowieku z Konnagar spłonęły wraz ze zwłokami męża. Najmłodsza z nich miała 26 lat.

Wrzesień 1824 r. (Przyjaciel Indii) Żona pewnego bramina z plemienia Telugów nalegała, by pozwolono jej spalić się wraz ze zwłokami męża. Mówiła, że była sati w trzech poprzednich wcieleniach i musi jeszcze przejść przez to cztery razy, by osiągnąć wieczne szczęście.

 

[...]

Lord Cavendish Bentinck rozpoczął urzędowanie w lipcu 1828 r. i natychmiast zajął się każdym aspektem tej drażliwej kwestii. Po wielu konsultacjach zyskał właściwe rozeznanie i postanowił znieść ten zwyczaj. W piątek, 4 grudnia 1829 r. — a jest to pamiętna data — wbrew protestom braminów ogłosił zarządzenie mówiące, że zwyczaj sati jest nielegalny i przestępczy. Mrityunjay już wcześniej dowiódł, że “według świętych ksiąg hinduizmu prawem obowiązującym wdowy jest wstrzemięźliwe i czyste życie, zaś spalenie się wraz z ciałem męża jest jedynie alternatywą nie mającą podstaw prawnych”. Charles Metcalfe oraz Butterworth Bayley, dwaj dawni studenci Carey’a w kolegium Fort William, a obecnie główni członkowie Rady, z których pierwszy był prezesem Zarządu ds. Podatków, zaś drugi Zarządu ds. Handlu, zakazali stosowania tej praktyki w kilku okręgach, w których sprawowali władzę, gorliwie pragnąc wprowadzić tę reformę. Także i Ram Mohan Roy był im wielką pomocą.

Wtedy właśnie dla Carey’a rzeczą rozkoszną było pracować jako tłumacz bengali dla rządu. Zarządzenie to przyniesiono mu do tłumaczenia wcześnie rano w niedzielę, kiedy przygotowywał się do kazania. Poprosił innego brata o wygłoszenie kazania i wraz ze swym panditem poświęcił cały ten dzień na tłumaczenie tego zarządzenia. Nie chciał marnować ani godziny wiedząc, że w grę wchodzi życie kobiet. W samym Bengalu w ciągu ostatnich 10 lat spalono około 6.000 kobiet. Przekład wymagał szczególnej troski — “każdy zwrot i każde zdanie było analizowane z największą uwagą”. Tłumaczenie zostało ukończone wieczorem i tak oto owo dzieło diabła (sati) zostało wrzucone do otchłani. Było to spędzenie sabatu zgodnie z zaleceniami Izajasza! Rzeczą słuszną było, by do ogłoszenia zniesienia sati wykorzystany został człowiek, który jako pierwszy składał w rządzie protesty przeciwko tej nieludzkiej praktyce i który więcej niż ktokolwiek inny walczył o jej zakazanie. Często w jego sercu płonęły poniższe wersety z Biblii:

Ratuj wydanych na śmierć, a tych, których się wiedzie na stracenie, zatrzymaj. Jeżeli mówisz; Nie wiedzieliśmy, to Ten, który bada serca, przejrzy to. A Ten, który czuwa nad twoją duszą, wie o tym i odda każdemu według jego czynu.

Przyp 24:11-12 (BW)

Reforma ta spotkała się oczywiście z ostrym sprzeciwem ze strony braminów jako nieuzasadnione mieszanie się w sprawy religijne i nawet złożyli oni apelację do króla Anglii. Lord Bentnick jednak się nie cofnął i dzięki Tajnej Radzie Królewskiej (Privy Council) jego humanitarna decyzja została podtrzymana.

Mówi się, że kiedy zdelegalizowano praktykę samospalenia wdów (sati) i uznano ją za przestępstwo, syn pewnego bogatego człowieka z plemienia Radźput prosił przedstawiciela gubernatora generalnego w sądzie o pozwolenie jego matce na złożenie ofiary i spalenie się wraz ze zwłokami męża. Prośbę argumentował tym, że jest to postępowanie zgodne z sumieniem matki i jej rodziny, a rząd brytyjski znany jest z tego, że uwzględnia przekonania sumień poddanych. Przedstawiciel gubernatora odpowiedział: “Oczywiście, ze twoja matka może postąpić tak, jak jej nakazuje sumienie, zaś ty, jako pierworodny, możesz zapalić ogień sati. Tylko że wtedy musisz mi pozwolić działać zgodnie z moim własnym sumieniem oraz sumieniem rządu brytyjskiego — gdyż będziemy zmuszeni powiesić cię za morderstwo”.

 

[...]

W ostatnich miesiącach i tygodniach swego życia Carey był ubłogosławiony obecnością swych trzech synów: Williama i Jabeza z Katwy i Radźputany, którzy dalej byli wiernymi misjonarzami, oraz Jonatana, prawnika Sądu Najwyższego, a jednocześnie indyjskiego finansisty misji Serampore, niestety, owdowiałego, po krótkim okresie małżeństwa z córką Samuela Pearce. Jabez miał dla ojca dobrą wiadomość. W czasie podróży z Ajmere, w niedalekiej odległości od Serampore gwałtowna fala przypływu na rzece Hugli spowodowała wywrócenie łodzi, którą płynął. Na szczęście nikt nie zginął. Kiedy dotarli do wschodniego brzegu i łódź odzyskała sterowność, Jabez lękał się ponownie zaufać marynarzom z północy, nie mającym doświadczenia w pływaniu po rzece Hugli. Dlatego też szukał miejscowych przewoźników, którzy by go przewieźli na drugi brzeg do Serampore. Ponieważ żądali bardzo dużej zapłaty, musiał z tego zrezygnować. Gdy jednak dowiedzieli się, że ten biały sahib jest synem Carey’a, poprosili, aby wolno im było przewieźć go za darmo.

Carey mógł więc powiedzieć, że “prawie wszystkie jego życzenia zostały spełnione”. Jego przekład Biblii na bengali został ponownie zrewidowany: Stary Testament po raz trzeci, zaś Nowy po raz ósmy; ustalono statut kolegium zgodnie z jego przekonaniami i pragnieniami; ich następcami byli najbardziej utalentowani młodzi misjonarze; szkoły jakie założyli oraz kolegium odpowiadały ich oczekiwaniom; zaś stacje misyjne nigdy nie były bardziej liczne i nie były rozsiane na tak dużym obszarze. Ponadto, spośród nich rozwijał się młody rzecznik misji, którego działalność wykraczała poza ich własne szeregi. Zarząd Kompanii Wschodnioindyjskiej był przyjaźnie do nich nastawiony i współpracował z nimi; założono fundację kolegium; kapitanowie misji Serampore w Anglii byli ludźmi odważnymi, zaś darczyńcy w kościołach szczodrzy; handel z Indiami miał zostać uwolniony; miano znieść niewolnictwo w Indiach Zachodnich; coraz bardziej ożywiały się kontakty Zachodu ze Wschodem; dwaj synowie Carey’a pracowali wraz z nim, ciesząc się reputacją dobrych misjonarzy, zaś trzeci syn był skarbnikiem Misji. Z całą pewnością można więc powiedzieć, że jego życie zostało nasycone dobrem.

[...]

Człowiek, który uczynił tak wiele dla Indii w dziedzinie rolnictwa, ogrodnictwa i edukacji; który jako profesor szkolił niektórych z najszlachetniejszych administratorów, a jako tłumacz usunął przed swymi następcami więcej przeszkód niż ktokolwiek inny we współczesnym okresie; który wprowadził narody protestanckie w pogański świat, stosował i zaadoptował z powodzeniem wszystkie metody misyjne — ten człowiek, którego wielkość jako filantropa, uczonego, misjonarza i świętego będzie coraz bardziej widoczna w miarę upływu lat, umarł uniżony jak małe dziecko. Ten, który określił i realizował przez całe swe życie cele większe niż Aleksander i prawdopodobnie tak różnorodne i pożyteczne jak cele każdego człowieka, o którym czytamy współcześnie.

Samuel Vincent

Dla mnie stary cmentarz misji baptystów był bardzo osobliwym miejscem. Znajdują się tam pomniki w starym, anglo-indyjskim stylu z cegły i tynku, wybudowane dla Carey’a, Warda i Marshmana — wielkich pionierów. Nie, nie dla Carey’a, gdyż on nie chciał mieć pomnika. Jest pomnik jego żony, na którym z boku jest zwykła tablica informująca, że obok leży jej mąż, na której jest też dwuwiersz ze starego hymnu, który obecnie rzadko się śpiewa:

Oto ja, nędzny, biedny i nieporadny robak
Wpadam w Twe życzliwe ramiona.
Jest to frazeologia osiemnastowiecznej pieśni kościelnej, lecz myśl pawłowa — takim był ten człowiek. Wszystko to, co robi budowniczy w Bengalu szybko niszczeje — wszystko na tym cmentarzu jest stare i zniszczone, i to w ziemi, w której nie ma kamienia, a deszcz, słońce i nasiona roślin pokruszą tynk na kawałki. Jednak ten cmentarz z całą pewnością może się równać z Sarnath jako jedno z najświętszych miejsc w Azji na wschód od Jordanu. Można żywić nadzieję, że naturze nie pozwoli się zwyciężyć nad nim.

T. R. Glover

Opis prac wykonanych przez misjonarzy z Serampore czyta się niczym romans wschodni. Zapoczątkowali oni prozę w języku bengali, wprowadzili nowoczesną metodę powszechnego kształcenia, założyli obecny Protestancki Kościół Północnych Indii. Dali pierwsze bodźce prasie krajowej. Zainstalowali pierwszy silnik parowy w Indiach, wprowadzając tam nowoczesną technologię masowej produkcji papieru. Przetłumaczyli i wydrukowali całą Biblię bądź jej fragmenty na trzydzieści jeden [w rzeczywistości więcej — przyp. Autora] języków, zdobywając większą część funduszy na ten cel pracą własnych rąk. Zbudowali kolegium, które wciąż zalicza się do jednej z najlepszych instytucji edukacyjnych w Indiach. Kiedy patrzy się na wspaniałą fasadę z kolumnami, wyglądającą na szeroką rzekę Hugli, bądź wchodzi po stopniach, jest się pełnym podziwu dla wiary tych trzech mężów, którzy odważyli się budować na tak wielką skalę. Jeśli pamięć o tym wielkim dziele i tych szlachetnych duszach może uświęcić jakieś miejsce, to na tej ziemi nie ma bardziej odpowiedniego cmentarza niż cmentarz w Serampore.

Przemowa sir W. W. Huntera przed Towarzystwem Nauk, 1888 r.




Na początek bieżącej strony Literatura Chrześcijańska - strona główna